środa, 28 października 2015

Gdy całe życie jest kłamstwem.

Żyjąc w rodzinie, gdzie problemem jest alkoholizm musimy się dostosować. Innego wyjścia nie ma. Codzienność jest tak wypaczona, że gdybyśmy nie stosowali pewnych sztuczek najpewniej oszalelibyśmy, albo popadli w depresję która mogłaby doprowadzić do samobójstwa.
Moja mama na przykład nauczyła się przeinaczać prawdę.
"Tata nie jest alkoholikiem, alkoholicy siedzą na krawężnikach i chleją denaturat" -prawda mamy
Ojciec jest alkoholikiem. Kilka razy stracił pracę przez picie. Pił do nieprzytomności, nie potrafił przestać. Wpadał w miesięczne ciągi które kończyły się delirką - moja prawda
"Taka nigdy was nie uderzył, nigdy nie zrobiłby nam krzywdy"-prawda mamy
Ojciec często wykręcał nam ręce i popychał, kiedy próbowaliśmy powstrzymać go przed piciem - moja prawda
"Nie było tak źle, inni mieli gorzej" - prawda mamy
Nie wiem jak mają (mieli) inni, możliwe że gorzej ale u nas też było źle. Ojciec pił, często przepijał całą wypłatę a wtedy nie było co do garnka włożyć, były częste awantury które ciągnęły się do nocy, my (ja i rodzeństwo) byliśmy świadkami, bo mieliśmy tylko jeden pokój. Warunki mieszkaniowe były fatalne, wokół melina pełna pijaków, brak kasy na zmianę mieszkania, brak chęci ze strony ojca, żeby cokolwiek zmienić. Matka była tak zmęczona opieką nad mężem alkoholikiem, ciągłą frustracją, obowiązkami domowymi i swoją ciężką pracą zawodową, że nie miała już siły na nic innego. Nie było mowy o jakiejkolwiek zabawie, spacerze, czy wygłupach - moja prawda.
To są poważne kłamstwa. W które wierzyłam. Gdzieś w środku czułam niepokój, napięcie, złość, strach i niemoc ale myślałam, że to ze mną jest coś nie tak.
Były i są w dalszym ciągu, bo mama się nigdy nie zmieniła, kłamstwa błahe.
Np. dziś starszy wnuk mojej mamy obudził mojego syna. Wiedział że śpi i celowo zaczął się głośno zachowywać, jest strasznie zazdrosny o babcię co niestety odbija się na moim synku.
Moja mama zaczęła mi wmawiać, że to nie starszy obudził mojego synka a pies.
Pies był cicho, nawet nie zaszczekał. Moja matka jednak szła w zaparte gotowa się ze mną pokłócić.
We mnie za każdym razem w takiej sytuacji wszystko się gotuje. Aż kipi. Ale wiem, że nie mam się co kłócić bo nie wygram.
Takich kłamstw i kłamstewek jest w ciągu dnia kilka, czasem kilkanaście. Zależy od sytuacji i napięcia, które ta sytuacja wywołuje. Prawda jest tak sprytnie zniekształcana, że w efekcie wychodzi że żadnego problemu nie ma i nie było, a to JA jestem osobą PROBLEMOWĄ, która się czepia.

Mój związek też opierał się na kłamstwie. Nauczona tego, że JA nigdy nie mam racji, że zawsze się mylę, że jestem osobą problemową, że się czepiam bo już taka jestem przestałam zauważać rzeczy oczywiste.
Na początku naszego związku, kiedy przyszły (wtedy) mąż zabrał mnie na dyskotekę żeby potem zostawić, bo przyszli jego koledzy i miał kumpli do kieliszka, postawiłam się. Zrobiłam mu awanturę która zakończyła się słowem KONIEC. Koniec związku.
Szłam do domu wkurzona. Z każdym krokiem jednak miękłam. Idąc, słyszałam w mojej głowie natrętny głos "To Twoja wina!!!", "To Ty zrobiłaś problem z niczego", "On ma prawo mieć kolegów, a Ty zachowałaś się jak furiatka!", "Powinnaś wrócić i wszystko NAPRAWIĆ". Wróciłam, zrobiłam z siebie kompletną kretynkę, ze łzami w oczach przeprosiłam i gdzieś w kącie czekałam, aż mąż będzie miał dosyć i odprowadzę go bezpiecznie do domu.
Więcej się nie stawiałam bo wiedziałam, jak to się skończy.
Tak wyglądało moje małżeństwo. Udawałam, że nie wiem o kolejnej kochance. Czekałam, kiedy NOWA się mu znudzi i  wróci do mnie jak gdyby nigdy nic.
Zarabialiśmy całkiem nieźle, ja nigdy nie piłam, nie paliłam, ubierałam się w lumpeksach ale kasy nigdy nie było. Wierzyłam, że kasy nie ma, bo jestem kiepską gospodynią. Że nie potrafię oszczędzać. Że samochód się ciągle psuje i mąż stale musi brać na mechanika (który był jego kolegą i którego szykowanie nigdy nie przynosiło żadnych efektów).
Życie w kłamstwie ma swoją cenę. Zachorowałam na stawy. Prawdopodobnie to immunologia, choć do tej pory w badaniach nic nie wyszło. Czekam jeszcze na wizytę u specjalisty i liczę na badania w kierunku tocznia i hashimoto. Moja niepłodność nie wzięła się z niczego. Wszystko ma swoją przyczynę.

Kilka tygodniu temu nawarstwiły się problemy. Dałam się wciągnąć w manipulacje męża, nie potrafiłam się odciąć od kłamstw i matactw matki, na dodatku musiałam zakończyć znajomość z moim przyjacielem, bo zaczęłam zauważać, że z mojej strony idzie to w złym kierunku.
Moje stawy dały o sobie znać. Połamało mnie. Z łóżka wstawałam z płaczem. A trzeba było się opiekować  dzieckiem. Tragedia. Później dostałam gorączki która trwała dwa dni. Byłam strasznie słaba. Każdy wysiłek wywoływał siódme poty. Było mi gorąco i zimno na przemian.
Potem pojechałam na terapię i wszystko zrozumiałam.
Że to nie we mnie jest problem. Pani terapeutka wytłumaczyła mi, że powinnam znaleźć oparcie w sobie bo jestem inteligentną, pełną ciepła i wrażliwości kobietą. Że ze mną wszystko jest ok.
I teraz taka ciekawostka.... MOJE STAWY PRZESTAŁY MNIE BOLEĆ!!!
Żeby nie było kolorowo. Życie w prawdzie wcale nie jest łatwe. Trzeba odważyć się powiedzieć prawdę. Często wsadzić szpilę, świadomie zasiać niepokój, wywołać burzę. Trzeba liczyć się z tym, że będziemy niezrozumiani, posądzeni o złe zamiary np skłócenie rodziny. Trzeba się liczyć z tym, że będziemy czarną owcą w rodzinie.
Ale będziemy żyli w zgodzie z prawdą, w zgodzie ze samym sobą. A to jest najważniejsze.
A WY?
Czy zdarza wam się zniekształcać prawdę?
Jesteście gotowi przyznać się do tego sami przed sobą?